18 listopada 2014 roku minęła 100. rocznica
śmierci bł. Karoliny Kózkówny. Wiemy, że oddała życie broniąc
czystości. Kto dziś odda życie za czystość?
Pilna to sprawa w dzisiejszych czasach – wychować siebie do
czystości, szanować godność swojego ciała… Nasze ciało nie jest
naszą własnością. Jest świątynią Ducha Świętego. Do tej świątyni
możemy zaprosić tylko i wyłącznie swojego męża czy żonę. Albo
ofiarować ją Jezusowi, np. nosząc piękny habit lub sutannę...
W kilku artykułach pragniemy przedstawić postać bł. Karoliny. Bo
jej męczeńska śmierć, to „tylko” owoc jej pięknego, bogatego
(choć krótkiego) życia, oddanego sprawom wiary
i najpiękniejszej miłości.
Bł. Karolina jest patronką wsi, Ruchu Czystych Serc, szkolnych
kół Caritas, Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży i diecezji
rzeszowskiej. Podczas obrad w październiku tego roku, biskupi
polscy postanowili, że obok św. Stanisława Kostki będzie także
patronką polskiej młodzieży. Bł. Karolina jest również patronką
przygotowań do Światowych Dni Młodzieży
w 2016 roku…
Karolina Kózka urodziła się 2 sierpnia 1898 roku w ubogiej
rodzinie we wsi Wał-Ruda
w diecezji tarnowskiej. Była czwartym z jedenaściorga dzieci.
Jej rodzice byli bardzo biedni, ale niezwykle zaradni, pracowici
i uczynni. Ojciec Karoliny był sierotą. Miał na imię Jan, a
matka – Maria z domu Borzęcka. W Wał-Rudzie zbudowali skromny
dom. Byli bardzo pobożni. We wsi wzbudzali szacunek. Mówiono o
nich, że byli „kościółkiem” – nigdy nie odmawiali pomocy.
Do kościoła Kózkowie chodzili do oddalonego o 8 kilometrów
Radłowa. Później, wraz z innymi
mieszkańcami wioski, wybudowali kościół pw. Trójcy
Przenajświętszej w oddalonej
o 2 kilometry Zabawie. Dzisiaj w Zabawie jest Sanktuarium bł.
Karoliny Kózkówny.
W domu Karoliny rytm wyznaczały: modlitwa i praca. Każdy dzień
rozpoczynał się od śpiewania Godzinek, w południe odmawiano
Anioł Pański, wieczorem był wspólny pacierz. Kózkowie mieli w
domu modlitewniki, czytali Pismo Święte, prasę religijną,
życiorysy świętych. Byli członkami różnych bractw i stowarzyszeń
kościelnych. Znajdowali na to czas, choć praca pochłaniała ich
od świtu do nocy. Karolina najmowała się do pracy, żeby pomóc
finansowo rodzicom. Była bardzo sumienna i drobiazgowa. Pracę
wykonywała z wielką starannością, nie znosiła bylejakości.
Karolina zawsze była posłuszna rodzicom. Chętnie pomagała,
szczególnie przy wychowywaniu młodszego rodzeństwa. Uczyła się
bardzo krótko – ukończyła tylko sześć klas. Była bardzo zdolna i
pracowita. Naukę zakończyła z oceną celującą.
Wuj Karoliny – Franciszek Borzęcki – był świeckim apostołem w
wiosce. Dzięki niemu Karolina miała dostęp do literatury
religijnej, a zdobytą wiedzę chętnie przekazywała dzieciom
i rówieśnikom z Wał-Rudy. Ich ulubionym miejscem spotkań była
stara, stuletnia grusza…
Karolina Kózka była inna niż wszyscy. Za życia ludzie uważali ją
za świętą. Jej koleżanki mówiły o niej: „Zawsze nas interesował
i pociągał świat ze swymi uciechami, a ona przez świat szła,
jakby go nie dotykając – jej myśli i serce były gdzie indziej,
daleko – w niebie. To był anioł w ludzkim ciele. Była inna od
nas, ale myśmy za nią przepadały”.
Karolina nosiła na szyi różaniec i codziennie go odmawiała. Nie
wstydziła się wiary. Chętnie
o niej opowiadała. Pod stuletnią gruszą w Wał-Rudzie gromadziła
rówieśników i dzieci, aby uczyć ich prawd wiary. Przygotowywała
także młodych do przyjęcia sakramentów świętych. Była prawą ręką
Księdza Proboszcza, choć miała tylko 16 lat. Po swojemu,
pięknie, przygotowała do I Komunii świętej 20-letnią
niepełnosprawną kobietę.
Karolina poważnie obrała świętość za cel życia już od
dzieciństwa. Była zawsze bardzo pogodna, wesoła i bardzo bardzo
szczęśliwa. W dzień swojej śmierci była mocna i dojrzała
duchowo. Została męczennicą, a męczennik, to człowiek zakochany
na śmierć w Jezusie. Karolina była przede wszystkim świadkiem
Jezusa i to przygotowało ją do męczeństwa.
Jej miłość była mocniejsza od lęku przed cierpieniem.
Na mieszkańcach wioski Wał-Ruda robiła wrażenie
stała modlitwa Karoliny Kózki. Pracując czy idąc przez pola śpiewała
pobożne pieśni i odmawiała różaniec. Jedna z mieszkanek wioski,
przez całe życie pamiętała, jak będąc dzieckiem przestraszyła się
ptaków w polu, a Karolinka, która wracała z kościoła i pięknie
śpiewała, przytuliła ją i oddała mamie.
Karolina modliła się przy pracy. Niekiedy pytano ją: „Co ty tam
szepczesz?” Odpowiadała: „Proszę Boga, żebym nie ustała w pracy”.
Karolina pomagała biednym i chorym. Przygotowywała chorych do
przyjęcia Komunii świętej w domu przed przyjściem księdza z
sakramentami.
Była łagodna, ale też bezkompromisowa i stanowcza. Koleżankę, która
wybierała się na wiejską zabawę, przestrzegała przed „szmaceniem”.
O świętości Karoliny od początku przeświadczony był jej Ksiądz
Proboszcz z Zabawy. Wyczuł niezwykłość swej młodej parafianki. Kilka
dziesięcioleci przed Soborem Watykańskim II, nie wahał się świeckiej
dziewczynie powierzyć katechizacji dzieci i młodzieży, a także
dorosłych. Choć Karolina nie studiowała teologii, jej wiedza musiała
być bardzo kompletna, skoro w pełni zaakceptował jej kompetencje.
Nie pisała rozpraw teologicznych, ale swoim życiem pokazała, na czym
polega istota chrześcijaństwa. Ksiądz Proboszcz nazywał ją „Aniołem”
i „Pierwszą duszą do nieba.”
część 5
Jak wyglądała bł. Karolina Kózkówna? Zachowało
się tylko jedno jej zdjęcie i to na zbiorowej fotografii. Miała
regularne rysy i była rudą pieguską – z powodu tego „defektu” nie
pozwalano jej nieść feretronu w czasie procesji w kościele
parafialnym w Radłowie.
Bł. Karolina została zamordowana 18 listopada 1914 roku. I wojna
światowa trwała wtedy już kilka miesięcy.
Jej morderca i niedoszły gwałciciel – rosyjski żołnierz – działał z
premedytacją. Przed tym tragicznym dniem krążył po wsi Wał-Ruda i
badał zwyczaje jej mieszkańców, starannie opracowywał swój plan.
Wiedział, że w czasie wieczornego Nabożeństwa wieś pustoszeje, bo
wielu mieszkańców idzie do kościoła. Tak zrobiła matka Karoliny,
która poszła do Zabawy z młodszym rodzeństwem, a córce nakazała
zostać – być może dlatego, że – jak sądziła – w domu dziewczyna
będzie bezpieczna. W domu zostali ojciec i córka, odczuwająca tego
dnia wielki niepokój. Bardzo chciała być w kościele, bo tego dnia
kończyła się Nowenna do św. Stanisława Kostki, patrona młodzieży, do
którego dziewczyna miała wielkie nabożeństwo.
Uzbrojony rosyjski żołnierz wtargnął do chałupy i wdał się w rozmowę
z ojcem Karoliny o miejsce pobytu austriackich wojsk – to był tylko
pretekst. Karolina ukrywała się za piecem, ale sołdat wywlókł ją
stamtąd. Wszystko odbyło się szybko. Karolina zdążyła założyć tylko
drewniaki i narzucić na ramiona kurtkę swego brata. Rosjanin pognał
ich w stronę pobliskiego lasu, tu sterroryzował ojca i go odprawił –
mimo rozpaczliwego błagania córki, by jej nie zostawiał.
Tragedia rozegrała się w lesie, dość blisko domu Kózków. Chłopcy ze
wsi, pilnujący ukrytych przed rabunkiem koni, widzieli, jak Karolina
ucieka. Mimo strachu rozumowała logicznie – próbowała uciec
napastnikowi i ukryć się w chaszczach. Ale był listopad, trudno było
się schować wśród bezlistnych drzew i krzewów, teren podmokły,
bagienny, a ona w chodakach. Zgubiła kurtkę, potem chodaki, biegła
boso przez chaszcze. Gdyby choć miała sznurowane buty, miałaby
szansę na przeżycie…
Karolina broniła się ze wszystkich sił przed gwałtem. Napastnik
zadał jej kilka ran szablą i ostatni, śmiertelny cios, którym
przeciął tętnicę szyjną. Uciekł, a dziewczyna zmarła wskutek
wykrwawienia. Sekcja zwłok wykazała, że do gwałtu nie doszło.
Jej zmasakrowane ciało znaleziono dopiero dwa tygodnie po tragedii,
4 grudnia. Mordercy nigdy nie ujęto. Nic o nim nie wiemy poza tym,
że był rosyjskim żołnierzem.
Gdy przyniesiono do domu ciało Karoliny, jej matka upadła na kolana
i powiedziała na koniec: „Bogu niech będą dzięki i Matce
Najświętszej, że ją od grzechu osłonili”. Nie płakała. Była dumna,
że Karolina obroniła swoją czystość.
opr. Bartłomiej Paduch